Elegancki zegar z wahadłem nieubłaganie odmierzał czas. Godzina za godziną. Od chwili, kiedy znany wszystkim świat rozpadł się na kawałki, a pewność, że zastana rzeczywistość jest niewzruszona, stała się zaledwie mrzonką, minęło kilkanaście dni. Pierwszy szok już minął, ale strach, który trzymał wszystkich za gardło, nie odpuszczał.
Ta książka przedstawia bardzo różne środowiska, które przed wojną w różny sposób ze sobą funkcjonowały. Różni bohaterowie, z bardzo odległymi poglądami na świat, chodzą tymi samymi ulicami. Autorce udało się zestawić ze sobą polską rodzinę chrześcijańsko-żydowską (a właściwie mocno odsuniętą od jakiejkolwiek wiary), niemiecką rodzinę, w której część członków ślepo podąża ścieżką nazistów, ale również brytyjską arystokrację. Wiedeńskie bale mieszają się z tu z czystkami na uczelniach, wielkie nazwiska sztuki przewijają się z tajnym nauczaniem.
Szczególne miejsce w tej książce zajmuje brat Svena, Manfred. Autorka pokazuje jego powolną przemianę. Dylematy, które nim powodowały, rozważania, które prowadził w swojej głowie, ale również to, jaką drogą podążył i tym samym wytyczył swoją przyszłość. To postać, która nie da się lubić, choć w pewnym momencie było mi go szkoda. Sposób wychowania, duży wpływ ojca, a potem sytuacja, w jakiej się znalazł, w jakimś stopniu pchnęła go do decyzji, którą podjął. Jednocześnie miał możliwość, żeby się cofnąć przed krawędzią i to powoduje, że nie da się go wytłumaczyć. Tutaj widać również, jak można coraz bardziej zatracać się w swoim zezwierzęceniu i jak pewne umysły w tamtym okresie znalazły dla siebie idealne miejsce.
Prowadził ze sobą walkę. Walkę dobrego człowieka, którym był do niedawna, z potworem, którym stał się na własne życzenie Walczył z uczuciem zadowolenia z tego faktu. Powinien sobą gardzić za to co robił, ale tak naprawdę gardził sobą za to, że lubił to robić.
Ciężko określić, który wątek podobał mi się najbardziej. Historia Dawida, czas który spędził w Breslau, wydarzenia, które go dotknęły, również bardzo mocno zapadły mi w pamięć. Sven, który wychował się w pewnym stopniu w dysfunkcyjnej rodzinie, gdzie każdy z domowników ma własne, głębokie problemy, również stał mi się bliski. W jakiś sposób udało mu się zachować dziecięcą niewinność w świecie, do którego powoli zagląda mrok.
Ale przecież to Estera jest główną bohaterką. To jej rozterki, marzenia i plany są tu na pierwszym miejscu. Młoda dziewczyna, pełna pasji, marząca o studiach w Akademii Sztuk Pięknych, choć przed nią wiele problemów, z którymi będzie musiała się zmierzyć. I uczucie, które pojawia się niespodziewanie, łącząc dwoje ludzi, mimo odległości i grup społecznych, z których się wywodzą. To dopiero początek historii, która z pewnością czym dalej, będzie bardziej burzliwa.
"Ostatnie dni beztroski" to idealnie oddany tytuł tej historii. Autorka pokazuje różnorodność lat '30 XX wieku, powoli nadciągające chmury, a jednocześnie życie pełnie młodzieńczych ideałów, pasji i marzeń. Pierwsze romantyczne uczucia, porażki i walkę o własne szczęście. To wszystko opisane bardzo plastycznie, co dodatkowo daje dużą przyjemność z lektury. Lata '30 przez długi czas był traktowane w literaturze trochę po macoszemu, cieszę się, że miałam okazję poznać ten wycinek historii i jestem pewna, że dalsze losy bohaterów z przyjemnością przeczytam. A autorka kończąc tom pierwszy sprawiła, że na kontynuację czeka się z wielką niecierpliwością.
- Autor: Gische Wiktoria
- Tytuł: Ostatnie dni beztroski
- Seria: Saga Estery #01
- Wydawnictwo: Mando
- Liczba stron: 368
- Premiera: 29.05.2024
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.