Gdyby ktoś wyrwał mnie w środku nocy pytaniem o ulubioną książkę czy serię w pierwszej chwili zawsze przychodzi mi na myśl Ania Shirley i cykl książek, który popełniła Lucy Maud Montgomery. Każdy z tomów przygód rudowłosej bohaterki czytałam po wielokroć, a tom pierwszy mogę cytować z pamięci dzięki doskonałemu słuchowisku z 1979 roku. Po nowe tłumaczenie pani Anny Bańkowskiej początkowo nie planowałam sięgać. Mam swoje ukochane wydanie z lat '90 z Naszej Księgarni i trzymam się go z pewną dozą zawziętości. Jednak na wiosnę przesłuchałam kilka podcastów dotyczących nowego tłumaczenia, dowiedziałam się, że w rozgorzała mała burza na temat obrazoburczego potraktowania ukochanej przez wszystkich książki i trochę się zainteresowałam. W maju pani Anna Bańkowska pojawiła się na Targach Książki w Warszawie, więc stwierdziłam, że warto - kupić książkę i porozmawiać z tłumaczką. W tej chwili za mną lektura dwóch pierwszych tomów i chciałabym trochę więcej napisać na ten temat.
Starsze rodzeństwo Marilla i Matthew Cuthbert postanawiają przygarnąć chłopca do pomocy w gospodarstwie, bo oboje są już niemłodzi. Pomyłkowo pod ich dach trafia jednak jedenastoletnia dziewczynka Anne Shirley. Biedne, wychudzone dziecko wzbudza litość, a jednocześnie bardzo szybko zaskarbia sobie sympatię wycofanego Matthew, a później jego siostry. Rodzeństwo postanawia przygarnąć dziewczynkę, która wywołuje w ich poukładanym życiu harmider, a jednocześnie dużo radości i miłości.
Czy jest ktoś, kto nie słyszał o Anne Shirley? Wydaje mi się, że pisanie o samej powieści mija się z celem bo zarówno jej sympatycy jak i przeciwnicy, mimo wszystko znają tę historię. Tym razem chciałabym skupić się na nowym tłumaczeniu, przestawić własne przemyślenia po lekturze i przytoczyć kilka cytatów dla porównania - zarówno w oryginale jak i w dwóch tłumaczeniach, które posiadam.
Będę korzystała z:
- "Anne z Zielonych Szczytów" Lucy Maud Montgomery, tłumaczenie Anna Bańskowska, Wyd. Marginesy, rok 2022, Polska
- "Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery, tłumaczenie Rozalia Bernsteinowa, wyd. Nasza Księgarnia, rok. 1956, 1992, Polska
- "Anne of Green Gables. The Original Manuscipt" L. M. Montgomery, Edited by Carolyn Strom Collins, wyd. Nimbus Publishing, wyd. 2019 ,Canada
Byłam bardzo ciekawa, skąd te potępiające głosy nowego tłumaczenia. Z jednej strony rozumiem przywiązanie do klasycznego tłumaczenia, na którym wychowały się pokolenia polskich czytelników, ale jednocześnie chyba nie powinniśmy zamykać się w tym jednym rozwiązaniu, bo możemy przez to stracić coś cennego.
Podczas lektury od razu rzucają się w oczy oryginalne imiona i zmienione nazwy niektórych miejsc, w którym przyszło żyć bohaterom. Nie ma Małgorzaty Linde, jest Rachel, nie ma Karola Sloane, jest Charlie... Jak pisze sama tłumaczka w przedmowie "(...) w czasach, kiedy wszystkie dzieci wiedzą, że żadna mała Kanadyjka nie ma na imię Ania, Janka czy Zosia, a żaden Kanadyjczyk nie nosi imienia Mateusz czy Karolek, pora przywrócić wszystkim, nie tylko wybranym (jak w poprzednich przekładach), bohaterom i bohaterkom książki ich prawdziwe imiona, nazwom geograficznym na Wyspie Księcia Edwarda zaś ich oryginalne brzmienie." Może być to problematyczne przy lekturze, ale z drugiej strony wychodzi, że to wcześniejsi tłumacze odeszli od pierwowzoru.
Najbardziej kontrowersyjne "Zielone Szczyty" zamiast "Zielonego Wzgórza" to całkowita zmiana znaczenia nazwy gospodarstwa Cuthbertów. Wcześniejsze tłumaczenia ewidentnie wskazywały, że Ania mieszka na wzgórzu lub pagórku. Tym razem autorka zwróciła uwagę na charakterystyczną zabudowę tamtejszych rejonów. Jak sama tłumaczy: "(...) jak istotne dla autorki było słowo gable. Niestety nazwa ta już od pierwszego przekładu sprawiała tłumaczom kłopoty. Gable po angielsku to termin architektoniczny oznaczający trójkątną ścianę łączącą dwie części dwuspadowego dachu. Po polsku jest to "szczyt". Słowo "szczyt" Polakom kojarzy się głównie z górami, dlatego już pierwsza tłumaczka zmieniła oryginalne Green Gables na Zielone Wzgórze, które tak wyryło się w pamięć kolejnych pokoleń, że aż do tej pory nikt nie odważył się zbadać, czy tam w ogóle było jakieś wzgórze."
Również kilka innych nazw się zmieniło, min. nazwa gospodarstwa państwa Barrych. Inne z kolei wróciły do swoich pierwotnych nazw, które we wcześniejszych wydaniach często były spolszczone, jak Białe Piaski czy Wybierze Morskie.
Kiedy mija pierwsze zderzenie z tymi mało znanymi miejscami czerpie się przyjemność z pięknego języka powieści, który idealnie oddaje ówczesne czasy, jednocześnie nie stwarzając wrażenia niedzisiejszego. Poczułam to idealne wyczucie języka zaledwie zaczęłam czytać pierwsze zdania.
Drugim bardzo ważnym elementem nowego tłumaczenia są liczne cytaty w wypowiedziach bohaterów, których ewidentnie zabrakło mi w dobrze znanym wcześniejszym wydaniu NK. Kiedy pierwszy raz trafiłam na taki moment w książce, sięgnęłam po wcześniejsze posiadane wydanie, żeby upewnić się, czy dobrze pamiętam. Okazuje się, że wcześniej cytaty te wplecione były często w treść w sposób ciągły lub zupełnie się nie pojawiały.
"Przyjemna droga wśród zadbanych gospodarstw od czasu do czasu zagłębiała się w balsamiczny jodłowy las czy dolinkę, nad którą dzikie śliwy zwieszały swoje ukwiecone gałązki. Powietrze przesycała słodka woń licznych sadów jabłoniowych i bezkresnych łąk tonących w perłowofioletowej mgle, gdzie
Ptactwo tak głośno wyśpiewywało
Jak gdyby lato dzień tylko trwało. *
* James Russell Lowell, The Vision of Sir Launfal" tłum. A. Bańkowska
"Śliczna była ta droga, wijąca się pomiędzy dwoma szeregami wygodnych domków; miejscami przecinała laski sosnowe o balsamicznym zapachu żywicy lub jakąś dolinkę, gdzie wyciągały swe gałęzie dzikie śliwy osypane puszystym kwieciem. Powietrze nasycone było zapachami niezliczonych sadów jabłoniowych, łąki gubiły się w dali na horyzoncie w purpurze i opalu, a ptaszki śpiewały i wyciągały trele z taką radością, jaka się należy pierwszym dniom wiosny". tłum. R. Bernsteinowa
"It was a pretty road, running along between snug farmsteads, with now and again a bit of balsamy fir wood to drive through. The air was sweet wuth the breath of many apple orchards and the meadows sloped away in the distance to horizon mists of pearl and purple; while
"The little birds sang as if the were
The one day in summer of all the year"*
*Adjusted of quote the phrase accurately from James Russel Lowell's poem "The Vision of Sir Launfal" Original L. M. Montgomery
Całą książkę czytałam z przyjemnością, ale najbardziej zadowolona jestem z nowego tłumaczenia fragmentu dotyczącego przysięgi, jaką składają sobie Ania i Diana. Wreszcie zrozumiałam oburzenie tej drugiej zapytaniem Ani.
" - A zaklniesz się na wszystko, że do śmierci będziesz mi wierna?
Diana wyraźnie się zgorszyła.
- Ale przecież nie wolno kląć, to wielki grzech.
- Och nie, to zupełnie co innego. Są dwa rodzaje zaklinania, wiesz?
- Ja zawsze słyszałam tylko o jednym - wzbraniała się Diana.
- Jest także drugi, naprawdę. Ten mój jest w porządku, to po prostu taka uroczysta przysięga. " tłum. AB
" - Czy przysięgniesz, że będziesz moją przyjaciółką na wieczne czasy? - spytała prędko Ania.
Diana spojrzała przerażona.
- Ależ to bardzo brzydko przysięgać - rzekła z wyrzutem.
- Cóż znowu! Nie jest brzydko przysięgać, tak jak ja myślę. Są dwa rodzaje przysięg.
- Ja słyszałam tylko o jednym - rzekła Diana z powątpiewaniem.
- A właśnie, że jest drugi. Wcale nie brzydki! Jest to po prostu uroczysta obietnica." tłym. RB
"Will you swear to be my friend for ever and ever," demanded Anne eagerly.
Diana looked shocked.
"Why, it's dredfully wicked to swear," she said rebukingly.
"Oh, no, not my kind of swearing. There are two kinds, you know."
"I never heard of any but one kind," said Diana doubtfully.
"The really is another. Oh, it isn't wicked at all. It just means vowing and promising solemnly." Original L.M.M.
Czytanie zarówno pierwszego jak i drugiego tomu szło mi powoli, z tego właśnie powodu, że często porównywałam ze sobą tłumaczenia próbując ustalić, które jest dla mnie ciekawsze i bardziej przyciągające.
"Anne z Zielonych Szczytów" z pewnością znajdzie swoich zwolenników jak i przeciwników. Sama skłaniam się raczej ku tym pierwszym, i choć nadal mam wielki sentyment do wcześniejszego tłumaczenia, to po lekturze nowego mam wrażenie, że odkryłam Anię od nowa, poznałam jej nową głębię i odkryłam kilka dodatkowych smaczków. W przypadku tego tytułu i tego wydania każdy musi jednak sam spróbować i ocenić, czy to jego kierunek. Polecam spróbować.