Trudne losy regionu, który dla współczesnych jest częścią Polski, nie wszystkim są znane. Śląsk przez stulecia przechodził pod panowanie a to polskie a to niemieckie, sąsiedzi mówili różnymi językami, a przynależność narodowa mieszkańców kończyła się na byciu Ślązakiem. Czy nie warto więc sięgnąć po książkę, która przedstawia losy pewnej śląskiej rodziny zaczynającej się w trudnych latach I wojny światowej? To zdecydowanie odświeżająca historia, która może pokazać ciekawy i ważny element tego regionu, dlatego z chęcią sięgnęłam po lekturę.
I wojna światowa, rok 1915. W Europie trwają dramatyczne zmagania, a ich echa docierają do małej wioski na Górnym Śląsku - Brzozowa. Teofil Kłosek to młody chłopak, który powoli dorasta. Regularne wojny z chłopakami z sąsiedniej wsi, problemy w domu i w szkole, przyjaźń i obowiązek. Obok niego dzieją się codzienne radości i tragedie, miłość, śmierć i niebezpieczeństwo. W tym wszystkim powoli rodzi się przynależność narodowa, która pozwoli wybrać właściwe ścieżki.
Już pierwsze strony pozwoliły wciągnąć się w tę historię i powoli poznać jej bohaterów. A tych jest całkiem sporo, bo choć Teofil jest osią wydarzeń, to obok niego pojawiają się członkowie rodziny, sąsiedzi i dalsi mieszkańcy wioski. Każdy z nich wnosi coś nowego do tej historii, czasami zaskakując swoim zachowaniem. Autor zbudował szerokie grono postaci, które tworzą zaskakujące relacje. Wspólnota wioski jest duża i różnorodna, a różne życiowe ścieżki pokazują, jak żyli ówcześni mieszkańcy. Książka staje się bardziej prawdziwa dzięki lokalnej gwarze, która wprowadza w klimat, a jednocześnie pozwala jeszcze bliżej poznać bohaterów i ich codzienność.
To powieść wielowątkowa, w której pokazane są różne społeczne relacje i związane z nimi problemy. Niesnaski między Polakami, a Niemcami, żyjącymi czasami płot w płot, rodzą różne życiowe tragedie. Miłość miesza się z tu z nienawiścią. Przymusowe wypieranie polskości w szkołach na rzecz niemieckiej myśli. Rodzinne relacje, które bardzo często wynikają z niezrozumienia i zaciętości, często kończą się o wiele większymi problemami. Dworski świat miesza się tu z problemami gospodarstw i zagród. Odwaga i odpowiedzialność mieszają się z tchórzostwem i chęcią zysku.
Wojna to śmierć, a jej widmo zajrzało im właśnie w oczy. Wojna to rozłąka, wojna to czekanie, wojna to rozpacz - koszmar milionów i przekleństwo jednostek. Szli więc chłopcy na wojenkę, maszerowali dziesiątkami, setkami, tysiącami w upalnym sierpniowym słonku, w pyle dróg, w ponurym milczeniu, wśród przekleństw mamrotanych pod wąsem, wśród odmawianych w odrętwieniu pacierzy - szli, by stawić się w koszarach, wypełnić obowiązek wobec zaborcy, pana i ciemiężyciela.
Teofil, który jest główną osią powieści, pokazuje, jak powoli w umysłach mieszkańców budzi się polskość. Walki z chłopakami z sąsiedniej wsi są zalążkiem walki o niepodległość. Obrona sztandaru z białym orłem staje się wartością samą w sobie.
Autor bardzo zgrabnie łączy gatunki, oprócz powieści obyczajowej i historycznej stawiając kryminał. Właściwie od początku pojawiają się tajemnicze morderstwa, przypisywane nieobecnym mieszkańcom. Strach podchodzi do chałup. Młode kobiety stają się ofiarami kogoś, kto staje się postrachem okolicy. Świetnie rozwiązany wątek potrafi zaskoczyć i zmienić perspektywę.
"Kłosy" to pierwszy to debiutanckiej powieści Andrzeja H. Wojaczka, która pokazuje, że autor ma świetne pióro, tworzy wielowątkowe, wciągające historie, które ciekawią, przerażają i uczą. Wszystkie wątki są bardzo dobrze ze sobą połączone i sprawiają, że ciężko się oderwać od tej historii choć na chwilę. Mnogość bohaterów, którzy są tak bardzo życiowi, pozwala stworzyć własne sympatie i kibicować im do końca. Jestem niezwykle zadowolona z tej lektury i zdecydowanie czekam na dalsze losy Teofila i innych bohaterów w kolejnym tomie cyklu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.