I znów sięgnęłam po książkę autorki, która nawet jakby chciała, jakoś zawieść mnie nie potrafi. Zaczynając historie, które wychodzą spod pióra Magdaleny Kordel, mam pewność, że to będzie niezwykle dobra lektura, która pozwoli mi wrócić do świata ludzi przyjaznych, sympatycznych i serdecznych. I zawsze dopiero podczas lektury przypominam sobie, jak bardzo postacie i historie stworzone przez autorkę, potrafią mnie wciągnąć, jak wielką gamę emocji we mnie wywołują i jak szybko docieram do ostatniej strony z napisem "koniec". Całe szczęście, tym razem doczytałam się tylko "końca tomu pierwszego", więc mam wielką satysfakcję, że wrócę jeszcze do nowo poznanych bohaterów, którzy skradli moje serce. Ale od początku.
Samotny spacer nad rzeką miał być dla Eweliny próbą poradzenia sobie z problemami, które na nią spadły. Deszcz i plucha, które przypominały najgorszy listopadowy dzień, dodatkowo były sprzymierzeńcami dziewczyny, bo w taką pogodę raczej nie spotkałaby tam żadnej przyjaznej duszy. A jednak pewne nietypowe spotkanie, a właściwie dwa, miały miejsce. To właśnie w tym momencie w życie bohaterki weszło kilka dodatkowych osób, a także kilka czworonogów.
Kiedy problemy zaczynają się nawarstwiać Ewelina zawsze może liczyć na swoją babcię Adelę i wiernie przy niej stojącą Muszkę. We dworze starsze panie z otwartymi rękami czekają na młodą kobietę, zawsze chętne wspomóc radą i dobrym wypiekiem.
Małą miejscowość w okolicach Wrocławia zamieszkuje sporo ciekawych osobistości, które tylko czekają, żeby opowiedzieć swoje historie.
Jak bardzo bym się nie starała, nie potrafię oddać pełni moich uczuć po lekturze. Ilość miłości, sympatii i dobra, które wypełniają strony książki sprawia, że chciałoby się natychmiast odwiedzić dwór Adeli, poznać bohaterów i stać się jednym z nich. Mam wrażenie, że momentami czułam się trochę jak jedna z bohaterek, Ruta, która stojąc z boku i dopiero poznając towarzystwo nie mogła uwierzyć, że w ten sposób można przyjąć obcą osobę.
Oswajał ją krok po kroku. I nawet nie wiedziała, kiedy ani jak pokochała go jak brata i wtuliła się w całą jego rodzinę. I ta rodzina, ku jej zaskoczeniu, przytuliła ją.
Oczywiście, jak to w książkach Magdy bywa, nie może obyć się bez problemów, złych ludzi i historii. Od pierwszych stron książki widać, że coś jest na rzeczy, dodatkowo autorka pokazuje ludzi, którzy absolutnie nie zasługują na litość czy współczucie. Jest też duża dawka historii i wspomnień ze świata, który współcześnie możemy poznać tylko z książek i filmów. Zresztą Adela i Muszka są trochę jakby wyjęte z przedwojennej Polski, a ich wzajemne rozmowy i przekomarzania sprawiają, że czyta się te fragmenty z dużym bananem na ustach, jak wspomina jedna z bohaterek.
Jednocześnie po raz kolejny autorka pokazuje niezwykłą miłość do zwierząt, których rola w tej książce jest niezaprzeczalna. Nie można nie uronić łzy przy wielu wydarzeniach związanych z czworonogami, czy to z powodu złości, smutku czy też wzruszenia. Szczególnie, kiedy jeden z zwierzęcych bohaterów wabi się tak, jak twój czworonożny przyjaciel, który już odszedł.
A ja po prostu nie mam siły już się żegnać. Za dużo było w moim życiu rozstań. Rozumiesz? Boje się, że kolejny nie przeżyję (...) I za nic nie chcę więcej podejmować ostatecznych decyzji, które oczywiście są jedynymi słusznymi, a które tak potwornie bolą. Ostatnie spojrzenie, przytulenie policzka do ciepłego jeszcze łebka, ulubiony kocyk... Masza z tym swoim wymownym milczeniem. Cały czas mam przed oczami Kaprysa i to, jak ufnie na mnie patrzył, gdy mu tłumaczyłam, że rozstajemy się tylko na moment! Że do niego dołączę, a wtedy on znów będzie śmigał po polach i lasach jak młodzik i znów będzie przynosił mi patyki. I ja wiedziałam, że on wie, co mu chcę przekazać!
Historia łączy ze sobą wiele wątków, które w bardzo różny, czasami przedziwny sposób, się ze sobą łączą. Jak zawsze w twórczości autorki nie mogło zabraknąć tematów trudnych, choć przedstawionych w sposób, który pozwala je w pewien sposób oswoić. Problemy społeczne, na które często nie zwracamy uwagi, albo wręcz przeciwnie, które są naszą codziennością.
Oczywiście miasteczko, w którym osadzona jest akcja powieści nie może istnieć tylko zamieszkałe przez pierwszoplanowe postaci. W tle pojawiają się inni bohaterowie, którzy wywołują bardzo różne emocje, a którzy są niezwykle barwni. Wspomnę jedynie, że jeden z męskich bohaterów przypomina mi postać graną w filmie "U Pana Boga za piecem", chyba nawet tak go sobie wyobrażałam fizycznie. I te postacie, czasami nawet trzecioplanowe, znajdują swoje miejsce w tej historii, a czasem, mimo, że pojawiają się tylko na chwilę, są w stanie pokazać fragment swojego życia i przesłania z niego płynącego.
"Zanim wyznasz mi miłość" to kwintesencja pisarstwa Magdaleny Kordel. Historia już na początku wywołuje zainteresowanie, a bohaterowie szybko stają się literackimi przyjaciółmi. Podczas lektury ma się wrażenie, że słucha się opowieści przy herbacie, którą snuje ukochana babcia. Moment, kiedy się kończy, jest zaskakujący i przynosi żal, choć wiadomo, że kolejna wizyta i kolejna herbata pozwolą poznać dalszą część historii. Mam wrażenie, że najnowszy tytuł autorki stał się na ten moment moją ulubioną historią spod jej pióra, która składa się z idealnego połączenia składników. To powieść, która przyniesie ukojenie, i mogę polecić ją naprawdę każdemu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.