Czy można czytać drugi raz ten sam tytuł? Czy można drugi raz o nim pisać? Czy można się przy nim dobrze bawić po raz kolejny? Na wszystkie te pytania odpowiem twierdząco, przy lekturze "48 tygodni" udało mi się zrelaksować i uśmiać, choć miałam z nim wcześniej do czynienia. Pisałam o nim w połowie zeszłego roku TUTAJ. To debiutancka książka autorki, która na rynku od dawna była do zdobycia jedynie w obiegu wtórnym. Po ponad dziesięciu latach od pierwszego wydania pojawiła się na rynku ponownie, tym razem pod skrzydłami wydawnictwa Znak.
Natasza jest młodą żoną i matką. Definiują ją te dwa słowa, a raczej w ten sposób definiuje ją mąż, który po powrocie z pracy, zapada się zmęczony w fotelu. Kobieta postanawia zmienić coś w codziennej rutynie, dlatego decyduje się na studia... i pracę. 48 tygodni z życia młodego małżeństwa, ich codziennych przygód, relacji z rodziną i przyjaciółki przedstawia powyższa książka.
"48 tygodni" to pierwsza książka, która pojawiła się na polskim rynku z nazwiskiem Magdaleny Kordel, debiut, który dał nadzieję na dalszą karierę pisarską. A przecież pierwotnie ta książka nie była pisana jako pełnoprawne dzieło. Autorka pisała tę historię do gazety, gdzie pojawiała się we fragmentach.
- Czy ktoś tu mówił o córce? - rozległ się za moimi plecami głos Gosi.- Tak, kochanie, ale mówiliśmy o innej córce, nie o tobie - powiedziałam, a moje dziecko spojrzało na mnie z wyrzutem. - No tak - mruknęła Gosia zrezygnowana. - Zawsze wiedziałam, że coś przede mną ukrywacie. Więc gdzie ona jest?- Kto? - zapytałam, bezradnie popatrując na Sebastiana.- No ta wasza druga córka - drążyła Gosia głosem pełnym pretensji. - Sami przed chwilą się do tego przyznaliście.
Historia Nataszy i jej bliskich to prosta historia, która nie zostaje w głowie na długo, a jednocześnie to lekka lektura, przy której świetnie można się odprężyć. Zdecydowanie wybuchy śmiechu przy ponownej lekturze tego samego tytułu to dobry znak.
Jest to lektura "uzupełniająca" dla osób lubiących twórczość autorki. Dobry pomysł na relaks. Z pewnością jednak nie książka dla osób, które chciałyby przeczytać coś zachwycającego, z rozbudowaną fabułą i barwnymi postaciami. Przy tym tytule najlepszy jest język, lekki i plastyczny, który zdecydowanie wywołuje uśmiech na twarzy.
Obudził mnie telefon. Półprzytomna zwlokłam się z łózka i po omacku dotarłam do aparatu; po kilku próbach udało mi się nawet wymacać słuchawkę. (...) W słuchawce nikt nie odezwał się ludzkim głosem, tylko coś nieustannie beczało. Ten dźwięk z czymś mi się kojarzył Po chwili wsłuchiwania się doznałam olśnienia. Ten dźwięk wydawała z siebie koza z bajki Gosi o wilku i siedmiu koźlątkach. Ale coś mi się tu nie zgadzało. Żadna szanująca się koza nie ściągnęłaby mnie w sobotę o szóstej rano z łóżka, by pobeczeć mi do słuchawki. Ja kombinowałam, a beczące dźwięki nie cichły, z tym że teraz przeplatane były czymś mokrym.
48 tygodni można przeczytać z ciekawości, na pewno lektura nie zajmie więcej niż jeden wieczór. Odradzam ją jednak n początek osobom, które chciałyby poznać twórczość Magdaleny Kordel, wtedy zdecydowanie lepiej zacząć od którejś z późniejszych książek autorki. Przy tym tytule widać wyraźnie, że były to pierwsze kroki autorki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.