Mortka, to nazwisko od dawna jest mi znane, choć nigdy jeszcze nie miałam okazji na lekturę. Podobno dobrze pisze, podobno fajna fantastyka, podobno warto dać mu szansę, podobno... Skoro więc nadarzyła się okazja, nie mogłam nie skorzystać i z chęcią zabrałam się za lekturę, ciekawa co z tego wyniknie. Tytuł i okładka, a także zapowiedź o czym będzie ta książka od razu przykuły moją uwagę. Lubicie diabły? Zapraszam :)
Piekło świeci pustkami. Zygmunt, szeregowy pracownik, przybywa do Wyplut, miasteczka na prowincji Polski, by tam wdrażać projekt Mefisto 2.0, błyskotliwą strategię zarządu na pogrążenie ludzkości w grzechach. Cyniczny i przystojny diabeł nie przewidział jednak, że przyjdzie mu mierzyć się z ludźmi, którym Piekło może co najwyżej czyścić buty.
Zygmunt ma dwa tygodnie, żeby osiągnąć cel wyznaczony przez Projekt Mefisto. Jego przydział - mała wioska gdzieś w Polsce - nie powinna sprawiać kłopotów. Wszelkie szkolenia, jakie przeszedł, żeby poznać możliwe techniki szkodzenia, na które ludzie się nabiorą, pozwalają mu czuć się pewnie. Dodatkowo zawsze może liczyć na Przekaz, którego diabły używają od wieków. Niestety już od początku wszystko idzie źle. Kolejne sposoby, których był pewien, biorą w łeb. Przekaz... nie działa. A w Wyplutach czuje na sobie badawczy wzrok kogoś, kogo nie może zobaczyć.
Marcin Mortka upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu: napisał świetną powieść fantastyczną, a jednocześnie przedstawił współczesny przekrój społeczny oraz pracę w korporacji. Bardzo ciekawy obraz Zygmunta pozwala czuć do niego sympatię, pomimo jego planów. Ma wiele cech które można przypisać ludziom. Marzy o awansie i zaszczytach, a żeby to zrobić musi wyrobić pewną normę i przebić innych. Jednocześnie jest inteligenty i szybko się uczy, tylko że to czasem nie wystarczy żeby zrozumieć współczesnych ludzi.
Obraz diabła, który wyłania się z tej książki bardzo mi się podoba. Wreszcie powrót do korzeni. Pod ludzką skórą jest ten, którego boimy się od wieków. Przerażająca istota prosto z piekła. Będzie musiał się on jednak przeciwstawić lokalnym wierzeniom i związanym z nimi postaciom prosto z legend.
Lubię, kiedy autorzy czerpią ze słowiańskich wierzeń. Wyciągają stworzenia, które zniknęły gdzieś w pomrokach dziejów. Pokazują, że mamy własne magiczne, legendarne stworzenia, których możemy się bać, albo z których możemy być dumni.
Zderzenie diabła, który nie był na Ziemi od lat z współczesnymi ludźmi, ich codziennością, wiarą, problemami a także tym, że tak naprawdę przestali wierzyć w tego typu stworzenia wywoła wiele ciekawych i zabawnych sytuacji. Z drugiej strony korporacyjność, która wychodzi na pierwszy plan. Dążenie do jak najlepszych wyników, brak indywidualizmu. Czy to nie satyra ludzkich zachowań? Magiczna istota wrzucona w kierat korporacji...
To historia, którą czyta się z przyjemnością, wyciągając z niej jednocześnie wiele smaków i smaczków. Ciekawy styl, wciągające postacie i historia, która wielokrotnie zmienia się o 180 stopni. To na pewno nie jest moje ostatnie spotkanie z pisarzem. Jeśli lubicie książki, które pokazują połączenie życia i magii. Książki, w których pojawiają się lokalne wierzenia, a także diabły w różnej ich postaci, sięgnijcie. Ten tytuł może się podobać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz.