Podążanie ścieżką wyznaczoną decyzjami innych jest łatwa, ale jednocześnie nie pozwala rozwinąć skrzydeł. Czy życie, które ustalą nam pozostali może być szczęśliwe? Co zrobić, aby zmienić codzienność, znaleźć w sobie dostatecznie dużo pokładów siły, aby wyrwać się z okowów codzienności? Jak z takim tematem poradzi sobie debiutująca polska pisarka?

Książki debiutantów potrafią zaskoczyć, lub znudzić. Jedne są wspaniałymi perełkami zwiastującymi genialne nowe talenty, inne wręcz przeciwnie, nudne i bezsensowne powodują, że chcemy je jak najszybciej odłożyć. W którym miejscu plasuje się "Kiedy wolność mówi szeptem". Nie mogę powiedzieć, że jest to książka doskonała, nie jest to jednak pozycja zła. Lokuje się gdzieś pośrodku dając nadzieję, na rozwój pisarski autorki.
Historia Jane jest ciekawa, to trochę inna wersja ucieczki od doczesnego życia do innego miasta/państwa/na inny kontynent. Dziewczyna poznaje siebie, stara się wyzwolić od więzów, które ją do tej pory krępowały. W nowym środowisku poznaje serdecznych i życzliwych ludzi, którzy starają się jej pomóc, wspierają ją, dają odwagę i nadzieję na lepsze jutro. Jednocześnie pojawia się mężczyzna, do którego nasza bohaterka zaczyna odczuwać pociąg, a może nawet coś jeszcze. W przypadku tej książki autorka pokusiła się również o tajemnicę, która wraz z rozwojem akcji coraz bardziej wychodzi na pierwszy plan. Wszystko zaś zmierza do końca, który co prawda możemy sobie wcześniej wyobrazić, ale i tak wywołuje uśmiech na naszych ustach.
Plusem jest sam styl pisarki, plastyczny język, ciekawe opisy, dobre połączenie poszczególnych wydarzeń. Podobały mi się wątki, które autorka postanowiła wykorzystać - problemy z dzieciństwa i zamknięcie we własnej skorupie, milczenie rodziców, trauma z przeszłości, tajemnicze ruiny, dom z tajemnicą, domek w lesie, magiczna uliczka (prawie jak we Włoszech). To wszystko sprawia, że tę książkę czyta się szybko i łatwo.
Niestety zauważyłam też parę minusów, które skutecznie utrudniały mi lekturę. Stylistycznie: niektóre porównania pisarka przedobrzyła, co momentami wywoływało u mnie śmiech, ale raczej nie ten pozytywny: "Chociaż w ręku nie dzierżył berła, a na głowie nie nosił korony, jego gładko ogolona twarz zdradzała subtelną wyniosłość, znaną tylko królom". Jeśli chodzi o samą historię, to również zdarzały się sytuacje, które nie do końca wydawały mi się logiczne. Prędzej można trafić w lotka niż dwa razy pod rząd i to w przeciągu paru tygodni mieć wypadek samochodowy. Również kwestia sekretu, który bohaterka odkryła był trochę na wyrost. Żeby za bardzo nie spoilerować powiem tylko, że z wszystkich miejsc na świecie pojechała akurat tam, gdzie pojawiła się możliwość odkrycia tej tajemnicy.. No i trzecia kwestia - sama bohaterka. Nie potrafiłam się do niej przekonać. Jednego dnia ma depresję a drugiego chodzi cała w skowronkach. Jest niby dorosłą kobietą (24-lata) a na widok każdego przystojnego mężczyzny myśli jak piętnastolatka. Jednego dnia chce odciąć się od matki, drugiego, kiedy rodzicielka robi jej awanturę, pół dnia płacze przy telefonie. Zdecydowanie nie posiada charakteru, który lubię w bohaterkach.
Martyna Senator stworzyła jednak postać, która mnie zafascynowała i chciałam poznać jej tajemnicę. Jest nią Brittany, córka właścicielki domu, w którym zatrzymuje się główna bohaterka. Dziewczyna przy pierwszym spotkaniu jest opryskliwa i nienawistna. Sprawia wrażenie, że pogardza całym światem. Pod tą powłoką kryje się inna osoba, która przez wydarzenia z młodości zamknęła się w skorupie i odcięła od innych ludzi. Poznawanie jej sekretu, patrzenie na to, jak się zmienia, otwiera, staje się coraz bardziej przyjazna było bardzo ciekawym doświadczeniem.
Z męskich bohaterów przypadł mi do gustu Tom. Jego kreacja nie każdemu co prawda może odpowiadać, bo jest momentami bardzo idealna, ale osobiście ciesze się, że autorka stworzyła go w taki sposób. Do książki tego typu, dla równowagi potrzebny był pozytywny bohater, szczególnie kiedy grono czytelników stanową kobiety, a myślę że takie jest założenie.
Debiutancka książka Martyny Senator jest lekkim i przyjemnym umilaczem czasu, przy którym można odprężyć się po cięższym dniu. To na pewno ciekawa pozycja na wakacje. Czyta się szybko, nie zmusza do myślenia i kończy się happy endem. Czasami to wystarczy, żeby dany tytuł uznać za interesującą książkę. Ta książka pokazuje, że autorka jest w stanie rozwinąć swój talent i każda jej kolejna publikacja będzie coraz lepsza. Jeśli macie ochotę na lekki tytuł, choć na pewno nie idealny, zapraszam do sięgnięcia po lekturę.
Za możliwość lektury dziękuję księgarni :