Lubie czytać mało znane pozycje, czasami w ten sposób odkrywam prawdziwe perełki. Kiedy wzięłam do ręki tą cieniutką książkę nie bardzo wiedziałam czego się spodziewać. Okładka taka sobie, raczej by mnie do siebie w księgarni nie przekonała. Polska pisarka - dobrze. Powieść obyczajowa - dobrze. To teraz zobaczymy co z tego wyjdzie. Jak będzie dobra - polecimy. Jak będzie zła - najwyżej dużo czasu nie stracę. Z takim podejściem zagłębiłam się w pierwszą stronę powieści.
Antonina ucieka na wieś. Dosłownie ucieka - od męża pijaka, który przez wiele lat małżeństwa znęca sie nad nią psychicznie. Postanawia zacząć życie od nowa - niszczy karty kredytowe, kartę SIM. Zaczyna wszystko od nowa. Chałupa, którą wynajęła do najwyższej jakości nie należy. Wygód tu żadnych, życie ciężkie i nudne. Czy kobieta potrafi się przystosować? I czy odnajdzie tu szczęście?
Motyw ucieczki od zabieganego życia codziennego w wiejską głuszę jest znany. Wiele pojawiło się tytułów, które traktują o odnalezieniu swojej drogi z dala od miasta. Tam bohaterki odnajdują swoje szczęście, przyjaźń a wielokrotnie również miłość. Miejsca do którego przybywają okazują się magiczną doliną z wspaniałymi ludźmi. Fajnie jest odprężyć przy tego typu publikacjach. W "Zielonych kaloszach" nie znajdziemy tego typu fantazji. Antonina wynajmuje chałupkę w Ruczaju Dolnym, małej wsi gdzieś w Polsce. Wieś w ogóle jest zacofana, większość męskiej populacji od rana popija wszystko co procentowe, kobiety trwają przy swoich brzydkich połówkach, bo tak trzeba. Napotkana "władza" pierdzi w stołek. Niewiele się tu zmieniło od upadku PRL-u. Pani Wanda pokazuje tu drugą stronę medalu - zamiast spokojnego, pięknego i wręcz magicznego miejsca - wieś zacofaną, smutną, która ma w sumie niewiele do zaoferowania. Być może jest przerysowana, jednak o wiele prawdziwsza.
Główna bohaterka dość szybko poznaje nowe osoby, nawiązując bliską znajomość ze Stenią, która pracuje w lokalnym sklepie. Antonina jest osobą zaradną, potrafi wywrzeć na innych wrażenie i przekonać ich do swoich racji. Dlatego szybko znajduje zajęcie, powoli odnajdując spokój. Jednak wiele jeszcze wody upłynie, żeby poukładała swoje życie, wyrzuciła męża z pamięci i z życia. Jednocześnie chcąc, nie chcąc, będzie musiała pomóc nowym znajomym, a w szczególności Steni w jej niełatwym życiu. Na jej drodze pojawia się również Edek, który jak na mężczyznę żyjącym w tamtym środowisku jest zjawiskiem niespotykanym - nie pije, chętnie wszystkim pomaga, jest złotą rączką a do tego mężczyzną samotnym...
Najbardziej przypadła mi do gustu Stenia, kobieta życzliwa, miła, potrafiąca serce oddać dla przyjaciół. W książce nie znajdziemy wielu postaci, postać pierwszoplanowa to Antonina i jej problemy z odnalezieniem się. Drugim istotnym wątkiem, nie wiem czy nie ciekawszym, jest ciężkie życie Steni i jego powolna zmiana, w czym dużą zasługę ma Tosia. Pojawiają się i inne postacie, choć są one mniej istotne (no może oprócz Edka). Ciekawy jest również motyw miłosny, ukazany powoli i obierający nietypową drogę rozwoju, co czytelnika może zaskoczyć.
Książkę czyta się szybko i jest naprawdę wciągająca. Największym plusem jest zupełnie inny wizerunek wsi jak na publikację tego typu. Język autorki jest interesujący i powoduje, że czyta się szybko. Autor trzecioosobowy jest w tym wypadku świetnym pomysłem. Bardzo podobało mi się również zakończenie - nietypowe i chyba dlatego zwracające uwagę. Autora dała bohaterce możliwość wyboru i rozwoju swojej drogi życiowej.
Minusy też się niestety znajdą. Autorka przedstawiła Antoninę jako zupełne przeciwieństwo mieszkańców wioski - smukła, świetne ubrana, zaradna, odnajdująca się w każdej sytuacji. "Jak ta Klaudia Karbinale"* Być może autorce chodziło o zderzenie ze sobą tak różnych osobowości, jednak momentami odbierałam bohaterkę jak ostatnią snobkę. Oceniała ludzi w Ruczaju i ich życie bardzo negatywnie, przynajmniej na początku książki.
Drugim minusem jest objętość. Książka zawiera się na 192 stronach i opowiada historię życia co najmniej półroczną (plus sporo wspomnień z wcześniejszego życia Antoniny i Steni). Na początku parę razy łapałam się na tym, że o czymś się mówi i za chwilę rzecz czy wydarzenie miało miejsce. Przykładowo Antonina rozmawia ze swoją córką, żeby do niej przyjechała, ale za jakiś czas, miesiąc może. Dwie strony dalej pod oknem pojawia się samochód z ową córką. Dopiero mniej więcej w połowie książki zrozumiałam te przeskoki czasowe. Parę wątków można by rozbudować i książka z pewnością by na tym zyskała.
Podsumowując książka jest dobra i warta uwagi. Moje zastrzeżenia nie powodują negatywnego odbioru całokształtu książki, przeczytałam ją szybko i z zainteresowaniem. Ze względu na debiut autorki na niedociągnięcia można patrzeć przez palce. Warto mieć tą pozycję na uwadze.
* Cytat z książki
Za egzemplarz książki dziękuję Pani Wandzie Szymanowskiej.