Od dość dawna miałam smaczek na tę właśnie biografię. Po części skusił mnie tytuł, a po części chęć poznania życia twórczyni jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek kosmetycznych na świecie. Każdy,
kto mniej czy bardziej interesuje się branżą kosmetyczną, kojarzy
nazwisko Rubinstein, i kojarzy je z kosmetykami z wyższej półki.
Założycielką była Żydówka polskiego pochodzenia.
Urodzona w Krakowie, w wielodzietnej rodzinie, jako najstarsza córka. Helena nie miała łatwego życia. Zajęta opieką nad siedmioma siostrami, czuła, że nie pasuje do świata, jaki narzuca kobiecie jej religia. Szybko dostaje łatkę meszuge, odmieńca. Przeciwstawia się konwenansom obyczajowym i religijnym i wyjeżdża do Australii. Odtąd jej życie zmieni się diametralnie, choć wcale nie będzie łatwiejsze. Wypełnione jest przede wszystkim pracą nad stworzeniem nowej dziedziny - kosmetyki.
Helena Rubinstein poszukuje składników, które dadzą się zamknąć w szklanych słoiczkach i będą od tej pory zalążkiem, jak sama twierdziła, obowiązku kobiet jakim jest dbanie o siebie.
Helena Rubinstein zbudowała swoje imperium właściwie sama, mając w sobie jedynie wielki upór. W swój sukces włożyła ogrom pracy, poświęcając jej cały swój czas. W efekcie książka ma w zasadzie dość smutny wydźwięk - Madame Rubinstein jawiła mi się na kartach książki jako bardzo samotna osoba, która - być może przez trudny charakter, a być może z lęku - nie potrafiła okazywać miłości. Jej życie było tak intensywne, że wystarczyłoby na obdzielenie życiorysów kilku osób. Czytając, jak wiecznie pędziła, można poczuć faktyczne znużenie i zadać sobie pytanie - jak jedna osoba mogła tyle robić, tyle podróżować, tyle przeżyć? Przez książkę przewijają się nieustannie nazwiska największych artystów i twórców marek luksusowych, do dziś pozostających symbolem prestiżu i doskonałego smaku - Pablo Picasso, Salvador Dali, Coco Chanel, Amedeo Modigliani, Paul Poiret, Yves Saint Laurent... Ich wszystkich znała ta niewysoka kobieta o niezwykłym animuszu.
Książkę tę na początku czyta się jak powieść, pochłania się kolejne rozdziały zapominając, że to wcale nie beletrystyka, ale świetnie napisana biografia. Tym niemniej uczciwie przyznaję, po mniej więcej dwóch trzecich czułam zmęczenie pędzeniem za niestrudzoną panią Rubinstein. Była to osoba która przez niemal stulecie mnóstwo przeżyła i widziała. Jednak ani przez chwilę nie umiałam się oderwać od tej książki. Poleciłabym książkę każdemu, kto interesuje się kosmetyką i sztuką, te dwa motywy bowiem przeplatają się nieustanie przez niemal 500 stron.
Długo żyła, a poza tym w jej czasach nie było złodziei czasu.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ksiązka jest warta uwagi. Sięgnęłabym po nia bez wahania ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Klaudyna