Książka, jak każde medium informacyjne, zmienia się. Nie są to zmiany tak gwałtowne, jak ma to miejsce na polu technologicznym, czy nawet obyczajowym, lecz są one nieuniknione i dzieją się wymuszane czasami i rynkiem, w jakim przyszło im się utrzymać.
Pisemne utrwalanie informacji zaczęło się od papirusów i sumeryjskich tabliczek glinianych. Ówcześni prawdopodobnie myśleli o potrzebie chwili, nie mając prawa przypuszczać, że kilka tabliczek przetrwa aż do dziś, a zapis, ile kto komu sprzedał krów będzie antykiem klasy zero, podziwianym w największych muzeach świata.
Tabliczki i delikatny papirus, jako nośnik informacyjny, musiały odejść i zostały zastąpione przez zwoje pergaminu. Tenże był robiony ze skór cielęcych, był więc niezwykle drogi.
W średniowieczu bardzo cenne i drogie pergaminy cielęce zamykano w formie kodeksowej - stworzono tę formę książki, jaką znamy dziś. Nie była jednak ona dostępna dla mas aż do XVw. a dokładnie do 1450 roku, kiedy Gutenberg otworzył drukarnię i rozpoczął masowy druk tzw. "Biblii Gutenberga". Oryginalny egzemplarz takowej można oglądać w muzeum diecezjalnym w Pelplinie. Fakt ten traktuje się jako pewnien symbol, od tego momentu zaczęło się uprzemysłowienie druku oraz książki. Oczywiście, nie każdemu w smak był taki wynalazek - nagle wiedza stała się czymś dużo bardziej "na wyciągnięcie ręki". Prawo do posiadania wiedzy przestało być prawem jedynie najbogatszych, zwykli ludzie mieli dostęp do wiedzy, do poszerzania horyzontów, co zwykle było również tożsame z wykształceniem się krytycznego myślenia. To z kolei zagrażało warstwom wyższym, księżom, rycerstwu, szlachcie. Zagrażało władzy, która mogła zostać obalona przez kilka ruchomych klocków, odbijających na papierze rządki znaczków.
Druk jednak został wynaleziony, świat poszedł do przodu i jakoś się nie skończył. ;) Książki się upowszechniły i zakorzeniły w kulturze. Stały się od pewnego momentu wręcz wyznacznikiem poziomu danego człowieka. Taki pryzmat postrzegania pokutuje do dziś w postawie "idź na studia, będziesz mądry".
Od kilku lat obserwuję, jak kultura obrazkowa zabija w ludziach chcęć do rozrywki nieco bardziej wymagającej. Zamiast teatru - kino, zamiast książki - ekranizacja. Migające ekrany telewizorów stały się centrum życia w wielu domach. Zapracowani, sfrustrowani i zmęczeni, ludzie nie mają ochoty po całym dniu dodatkowo na gimnastykę intelektualną nad książką. Jeśli ma się ona przyjąć, musi być lekkostrawną papką, jak wszystko w obecnej kulturze, co ma trafić do mas. A skoro jest popyt, to oczywiście, jest i podaż. Listy bestsellerów okupują książki Katarzyny Grocholi, Zmierzchy, czy - jak w ostatnich tygodniach - książki pokroju "Pięćdziesiąt twarzy Greya".
Poza tym - nie jest dla nikogo czytającego nowiną, że rynek książki w dotychczasowej formie przeżywa zapaść. Książki papierowe są bardzo drogie, niewspółmiernie, przynajmniej na polskie warunki, do zarobków. Stają się powoli coraz większym luksusem, wydatkiem obligatoryjnym w obliczu rosnących kosztów życia. I to jest moim zdaniem drugi powód, dla którego polski rynek książki jest w dość opłakanym stanie. Lwia część ceny książki jest tak naprawdę sumą dla dystrybutora, więc wydawnictwa, żeby książka przynajmniej pozwoliła im wyjść na zero, windują koszt. Obowiązujący od 2 lat pięcioprocentowy vat na wszystkie drukowane książki jest gwoździem do trumny.
Ebooki zadebiutowały w Polsce około dwóch lat temu. Powstały portale wyspecjalizowane tylko i wyłącznie w dystrybucji nowoczesnej formy książki. Pojawiły się czytniki, obecnie można już w nich przebierać jak w ulęgałkach, bo na rynku mamy kilkadziesiąt modeli różnych firm. Z moich obserwacji wynika, że ta forma została całkiem pozytywnie przyjęta, i dość szybko się zadomowiła, e-księgarnie to niezwykle obszerne w tytuły, rozbudowane strony, zbudowane dynamicznie i nie wydające się być "niszowe".
Wyróżniłabym trzy podstawowe powody, dla których ebooki cieszą się coraz większą estymą.
Po pierwsze - cena. Będąc zapisana na newslettery od różnych dostawców ebooków widzę, jak nieporównywalnie lepiej i częściej opatrywane są one w promocje. Najpopularniejsze tytuły niejednokrotnie można kupić za 40-50% ceny wersji papierowej. Do tego dochodzi zjawisko self-publishingu, kiedy autorzy, którzy dotychczas musieli się liczyć z odrzuceniem rękopisu przez wydawnictwo, jeśli jego druk się nie kalkulował, są w stanie dotrzeć do szerokiego grona odbiorców dzięki sprzedaży plików ze swoimi utworami, które dodatkowo nie zabijają swoją ceną.
Po drugie - forma. Ebooki są odpowiedzią na postępujacą cyfryzację cywilizacji. Muzykę i gry można już kupić w formie wyłącznie cyfrowej, filmy można oglądać online, bez konieczności, jak kiedyś, dreptania do wypożyczalni. Książki zaś zamieniły się w ebooki. Małe pliki, które można czytać na czytniku, tablecie czy nawet przystosowanym do tego telefonie.
Po trzecie - mobilność. Wypływa ona naturalnie z poprzedniego powodu, czyli scyfryzowania się społeczeństwa. Patrząc na książki Dukaja, Larssona, Martina, Jordana, Gabaldon, Folletta i wielu innych, na liczne książki popularnonaukowe, pierwsze co widzimy, to ogromna objętość. Zwykle samozaparcie przegrywa z lenistwem, i takiej książki po prostu się ze sobą nie nosimy. Dziś taką cegłę może zastąpić malutki plik, który wrzucamy na ważący kilkaset gramów czytnik i zabieramy ze sobą - do pociągu, poczekalni, na wycieczkę. Wszędzie tam, gdzie możemy czytać. Przemieszczając się nieustannie oczekujemy, że nasza ulubiona muzyka czy książki będą z nami. Dlatego i tu ebooki wygrywają z książką papierową.
No dobrze. Wszystko fajnie, ale nie każdy się przekona do ebooków. Nie będzie do niego przemawiała wizja wpatrywania się w monitorek. Tradycyjna forma książki dla wielu ma wartość sentymentalną. Chcą czuć szorstkość papieru pod palcami, słyszeć szelest kartek, czuć ich zapach, móc je przewracać, zaginać im rogi, zaznaczać sobie ołówkiem cytaty. Przeczytaną książkę postawią na półce, chcąc stworzyć ich kolekcję, namacalną, a nie zamienioną na substytut w postaci zbioru plików. Wszyscy jednak mamy świadomość, że czytelnictwo tradycyjne się zmieni. Książki papierowe zdrożeją jeszcze bardziej, będą dla miłośników i kolekcjonerów, którzy nie będą potrafili zrezygnować ze swoich przyzwyczajeń. Sądzę, że z biegiem lat książek papierowych będzie dotyczyła ta sama zasada, która obecnie dotyczy płyt winylowych.
Mam nadzieję, że długość postu Was nie zniechęciła. Od kilku tygodni nosiłam się z zamiarem spisania swoich przemyśleń, ale nie przypuszczałam, że wyjdzie mi tak długi wpis. Dajcie znać, co myślicie, czy zgadzacie się ze mną, czy nie, i czy chcecie, by takie wpisy o rynku książki pojawiały się częściej.