Emilka, po śmierci ukochanego ojca, zamieszkuje w Księżycowym Nowiu ze snobistycznymi krewnymi. Trudno się jej przyzwyczaić do surowych metod wychowawczych i prowadzenia życia panienki z "dobrego domu", bo Emilka to niepokorna dusza i nad wyraz oryginalna osobowość. Na szczęście jednak nowopoznani przyjaciele i niezliczone przygody sprawią, że dziewczynka pokocha Księżycowy Nów. Z wzajemnością!
W dzieciństwie zaczytywałam się w opowieściach o Ani Shirley. Gdyby mnie ktoś dziś zapytał o ulubionego autora z tego okresu podałabym ex aequo L.M. Montgomery i Alfreda Szklarskiego za cykl o Tomku Wilmowskim. Zresztą nawet w latach późniejszych wielokrotnie w momentach chandry sięgałam po któryś tom przygód Ani. Dziwię się więc dlaczego nie przyszło mi do głowy żeby sięgnąć po inne książki kanadyjskiej autorki. W zeszłym roku postanowiłam nadrobić swoje zaniedbanie. Zaopatrzyłam się w "Emilkę z Księżycowego Nowiu" wydania Wydawnictwa Literackiego. Zabrałam się też zaraz za jej czytanie.
Było to dla mnie straszne podejście. Z trudem dobrnęłam do końca, żeby nie rzucić jej w kąt. Nic mi nie pasowało. Nie mogłam znaleźć tego czaru Mongomery. Tłumaczę sobie to moim "okresem nieczytania". Zdarza mi się tak niestety czasem że przez parę tygodni, czasem nawet miesięcy (nad czym boleję) mam wstręt do literatury. Nie chce mi się nic czytać. Rzucam książkę po paru stronach. Nawet te najukochańsze nie mają w tym czasie swojego uroku.
Teraz ponownie sięgnęłam po tą pozycję. Od razu się przyznam że byłam bardzo negatywnie nastawiona do lektury. Ale w sumie niewiele też z niej pamiętałam. I jakież było moje zaskoczenie kiedy praktycznie od pierwszych stron się wciągnęłam. Choć, wstyd się przyznać, mniej więcej do połowy książki czytałam z nastawieniem: "To teraz zacznie się ta nudna część".
Emilka Starr jest zupełnie inną dziewczyną niż Ania Shirley. Choć łączą je niektóre sprawy. Obie są sierotami - ale Emilka traci ojca dopiero w wieku 11 lat a potem mieszka z krewnymi, obie interesują się poezją i literaturą, same piszą, obie też "wyobrażają sobie". Ale w sumie na tym te podobieństwa się kończą. Emilka jest dziewczynką bardzo stanowczą. Ma swoje zdanie na wiele spraw, którego szybko nie zmienia. Choć stara się być grzeczną i spokojną dziewczynką to czasami sprzeciwia się swoim krewnym dość stanowczo.
Dziewczynka trafia do Księżycowego Nowiu przez przypadek. Mieszka odtąd z dwiema ciotkami - Elżbietą i Laurą. Oraz z kuzynem Jimem. Bardzo ciężko jej porozumieć się z Elżbietą, która tylko "spełnia swój obowiązek". Natomiast szybko przywiązuje się do pozostałej dwójki. Zdobywa też przyjaciół w swoim wieku z którymi spędza urocze chwile.
Czytając "Emilkę..." znalazłam też inne porównania postaci. Kuzyn Jim bardzo przypominał mi Mateusza Cutberta, oraz trochę kapitana Jima (jeśli ktoś czytał dalsze przygody Ani to wie o kim mówię). Ciotka Elżbieta ma wiele cech Maryli Cutbert, choć bohaterka "Emilki..." jest bardziej nieprzejednana i wydać u niej o wiele mniej uczuć do dziewczynki.
Podoba mi się twórczość Montgomery. Pisze ona o zwyczajnym życiu. O problemach i radościach. Zawsze uważałam że tak właśnie powinno się pisać powieści obyczajowe. Każde wydarzenie w życiu bohaterów jest dla nich istotne. Postacie które kreuje autorka mają swoje wady i zalety. Nie są krystalicznie dobre, ani diametralnie złe. Ot tacy ludzie, których spotkalibyśmy na ulicy przenosząc się na Wyspę Księcia Edwarda w końcu XIX wieku.
Bardzo ciekawym doświadczeniem było dla mnie czytanie tej książki jeszcze pod innym względem. Autorka przedstawiała poglądy ze swojego dzieciństwa na temat wychowania dzieci.
"Razu pewnego, gdy był u nas na podwieczorku pastor Dare, użyłam w toku rozmowy wyrazu "byk". Opowiadałam że Ilza i ja przelękłyśmy się idąc przez pastwisko, bo spotkałyśmy tam byka. Gdy pastor odszedł, ciotka Elżbieta skrzyczała mnie okropnie i zabroniła mi używać kiedykolwiek wyrazu "byk"
Takich niezrozumiałych sytuacji dla współczesnego czytelnika jest o wiele więcej. Osobiście bardzo mi się podoba wyłapywanie tych różnic. Dodaje to lekturze dodatkowej wartości.
Wciągnęłam się w tą historię na tyle że z chęcią sięgnę w najbliższym czasie po pozostałe części "Emilki...". Książka ta nie ma już takiego czaru, jakim w dzieciństwie obdarowała mnie Ania. Czytała mi się jednak bardzo dobrze i umiliła mi czas.
Muszę jednak trochę ponarzekać na samo wydanie. Nie podoba mi się strasznie to Wydawnictwa Literackiego. Po pierwsze okładka do mnie nie przemawia. Po drugie po ponownym przeczytaniu książki odpadły mi pierwsze strony. A dodatkowo okazało się że egzemplarz jest wybrakowany i to o całe 15 stron o.O Dlatego też zaopatrzyłam się w wydanie z Naszej Księgarni. Mam całą Anię w tym wydaniu i jestem nim zachwycona. Póki co czekam na przesyłkę :)